Smród grzejników, kibli, schody w których utkwić może obcas, potworny dźwięk sygnału przed zamknięciem drzwi, jak płukanie suchego gardła drażniącą szałwią? Nie ma i nie będzie. Można powiedzieć, że dogoniliśmy zachód, chociaż niektórzy twierdzą, że zachód przestał być zachodem i można nim straszyć. Inni zaś mówią, że zachodu wcale już nie ma.
– Chciałem zdać maturę, naprawić, jak to się mówi, błędy młodości. Zapisałem się na kurs maturalny, uczyłem się, później pojechałem zapisać się na egzamin. Spóźniłem się o 15 minut, źle sobie godzinę zapisałem. Nie wpuścili mnie. I takie to moje życie właśnie całe. Nietrafione, pechowe – mówił.
Był po 40-tce, postawny, silny. W ostatnim wagonie kolejki był jednym z nielicznych, który nie syczał puszką Hardego. Dość niezwykłe w godzinie powrotu z pracy.
– Nic straconego, może pan wrócić, spróbować jeszcze raz? – mówiła pocieszając.
– Gdybym był obcokrajowcem, to na pewno by dopuścili do egzaminu. Teraz wystarczy się 7 dni wcześniej na egzamin umówić, żeby uprawnienia potwierdzić. Sam wiem, Ukraińcy potwierdzają tak zdają egzaminy. Ale Polak nie może, tylko dla Polaków nic nie ma – mówił podnosząc poprzeczkę odpowiedzialności. Bo winni są inni.
– Oczywiście. Ma pan rację. Sama wiem dobrze, Ale zobaczy pan, to się wszystko zmieni, jeszcze trochę, to SIĘ ODMIENI. To SIĘ ODMIENI – mówiła ona nie precyzując co zwiastuje zmianę i kiedy czekać ostatecznego triumfu Polaka nad polskim urzędem, egzaminem maturalnym i gradobiciami, których przecież nie wywołuje jakieś tam globalne ocieplenie.
A może powiedziane było, ale nie słyszałem wszystkiego? Albowiem kobieta siedząca tuż przede mną stanowiła akustyczną barierę na przeszkodzie do słuchania ciekawej dyskusji niedoszłego maturzysty i brunetki. Wrzeszczała do słuchawki komentując ceny proszku i rodzinne spotkanie. Wtem wrzasnęła na cały, pełen ludzi wagon.
– Ja przepraszam bardzo, ja słyszałam o czym pan tu i pani mówiła! – obwieściła w ten sposób, że rozmowa o proszku płynnie przechodziła w oświadczenie. Wszystko to prawda, Do lekarza się nie można dostać, a taki Ukrainiec od razu idzie. Ja tu czekam na rtg, Ukrainiec od ręki dostaje. A w pracy jak? Od razu pracę mają, a potem nic nie robią i „ja nie panimaju” – wrzeszczy. Bębenki mi rozrywa.
– Ja wiem o czym ja mówię, ja w fabryce opakowań robię! – wrzeszczy jeszcze głośniej. – Oni tu najlepiej mają, pracować nie chcą, zasiłki dostają! – wrzeszczy dalej. – I zasiłki!!! – podkreśliła co ważne. – I zasiłki dostają!!!
Brunetka, której z rąk przy kontroli biletów wypadła legitymacja zawodowego wojskowego, zdążyła jeszcze przestrzec, że koniec jest już bliski. Tylko nie wiadomo jaki.
– SIĘ SKOŃCZY, SIĘ ODMIENI, SIĘ WYRÓWNA – powiedziała.
Facet, od którego wszystko się zaczęło, przygasł trochę. Nie spodziewał się, jaką awanturę wywoła. Można ona nawet tych Ukraińców, niektórych przynajmniej, lubił. Może któryś czasami fajką poczęstował, albo fajnie zagadał.
– Jak widać temat jest gorący i wzbudza zainteresowanie – powiedział. Brzmiało jakby maturę miał w kieszeni, a może studia jakieś nawet. I nie odezwał się już słowem.
Zacząłem myśleć nad słowami kobiety. Ufałem armii i zawsze kręciły mnie czołgi i samoloty. Śledziłem doniesienie z frontu, widziałem przeciwlotnicze zestawy na Górze Zamkowej we Lwowie i poranione żelastwem pancerne samochody.
– Nadchodzi więc zmiana i ona to wie – pomyślałem. Chociaż nie wiadomo jeszcze, z której strony zmiana idzie? Czy w końcu zbratamy się z Ruskimi i przepędzimy stąd 2 miliony Ukraińców? Trwa już uzgadnianie procesu wywózek i przywracania honoru Polaka? Akcja Wisła 2.0? Czy Żabka postanowiła, że za marne grosze franczyzobiorcą będzie od jutra tylko Polak, a moje biuro posprząta Słowianka, ale ta prawdziwa, mówiąca po polsku i w sukience w maki, z teledysku Cleo? I wszyscy powinni zagłosować na Brauna, tylko zabrakło odwagi, by powiedzieć to głośno?
A może się odmieni, bo ona już wie, że Ruscy ostrzą sobie zęby na Gdańsk? Wie, że z Bałtijska, leżącego nad tą samą Zatoką Gdańską, jest do naszego pociągu Polregio 86 kilometrów i, że rakietowa salwa może tu dotrzeć w minutę? Może wie to, ale nie może jeszcze powiedzieć całemu wagonowi, że oto podzielimy los Mariupola, i wielu innych miast i wsi, których już nie ma? Że oto „SIĘ WYRÓWNA” i zaczniemy mieć tak samo przejebane?
Może już wie, że nie zdążymy tu, w Gdańsku, zabezpieczyć workami, szmatami i tonami folii zabytków, które zostały nam po Niemcach. Rakieta zgruchocze pomnik Sobieskiego z Targu Drzewnego, lej po bombie obok Kościoła Świętej Brygidy będzie taki, że wszyscy zapomną, że stał tam kiedyś pomnik jakiegoś Jankowskiego. Nie będzie czasu na to, by jak we Lwowie, owijać polskie pomniki i kościoły w folię. W kilka chwil staniemy się frontowym miastem.
Czy ocalałych Polaków uciekających z niegdyś ich miasta przyjmą wtedy Niemcy? Jak się poczuje, gdy na festiwalu dokumentalnych filmów gdzie w Erfurcie albo Jenie obejrzę film z ojczyzny, o zbombardowanym szpitalu, wśród kilku wzruszonych 60-latków? I co zrobię, gdy zamiast pisać, z braku innej pracy zajmę się produkcją opakowań w celulozowym kombinacie? Gdy nauczę się niemieckiego na tyle, by w pociągu podmiejskim rozumieć co mówią i myślą o mnie ludzie, którzy mnie nie znają?
Może skulę się w sobie jak te dwie młode Ukrainki, które styrane wracały z pracy i bały się powiedzieć cokolwiek. Policzę, kogo z rodziny zabrała wojna, a kto jeszcze żyje?