Drezno - pamięć przeszłości

Całą drogę z Wrocławia do Drezna słuchałem Marzi Gaggioli i myślałem tylko o tym, że gdy wysiądziemy, zrobię sobie zdjęcie, na którym będę wyglądać jak Paul Theroux. Kilka dni wcześniej zobaczyłem jego starą fotę i zapragnąłem mieć podobną. Jak tylko stanęliśmy na peronie, rozpoczęliśmy sesję à la Theroux. Nie spieszyło nam się na tramwaj ani do hotelu. Trzeba było profesjonalnie podejść do zdjęcia „na idola”.

Po udanej, aczkolwiek lekko nerwowej sesji, podczas której ja próbowałem wyglądać jak rasowy podróżnik, a A. robić zdjęcia jak rasowy fotograf, ruszyliśmy do hotelu. Podróż do Drezna minęła nam na tyle przyjemnie i wygodnie, że nie czuliśmy dużego zmęczenia. Szybko zrzuciliśmy bagaże do pokoju i wyszliśmy na poszukiwanie przygód i jedzenia.



Wiedzieliśmy, że ceny w drezdeńskich knajpach nie są na naszą kieszeń, więc wybraliśmy tradycyjną kuchnię niemiecką — kebab. Weszliśmy do pierwszego napotkanego po drodze baru i… rozczarowania nie było, a wręcz przeciwnie. Najedzeni ruszyliśmy w nieznane. Oczywiście na piechotę, bo mimo że droga była nudna, żal nam było wydać pięć euro na siedem minut jazdy tramwajem. Ech, to skąpstwo,

Nieciekawą trasę umilaliśmy więc sobie przystankami. Pierwszy był w Lidlu, gdzie zaopatrzyliśmy się w winogronowe dobra w butelce. Kolejne przystanki robiliśmy już z potrzeby pogapienia się na fajne miejsca. A było ich całkiem sporo. Nie widziałem bowiem jeszcze miasta, gdzie późnobarokowa zabudowa centrum przeplata się z enerdowską myślą budowlaną. I było tak, że momentami czuliśmy się, jak w Budapeszcie, a niekiedy jak na osiedlu Rataje w Poznaniu.

Pokręciliśmy się trochę po pocztówkowym Zwingerze pełnym turystów, głównie Azjatów. Miejsce to, w trakcie alianckich nalotów dywanowych w lutym 1945 roku, zostało niemalże w całości zniszczone. Jego odbudowa trwała osiemnaście lat i zakończyła się w 1963 roku.

drezno - zwinger

Bombardowanie zniszczyło około 39 kilometrów kwadratowych miasta i pochłonęło, według najnowszych badań, do 25 tysięcy ofiar. Propaganda nazistowska podawała nawet liczbę 200 tysięcy ofiar, a w roku 1965 mówiło się o 35 tysiącach. W nalotach użyto bomb zapalających, które doprowadziły do burzy ogniowej. Myślę, że nie potrzeba tu większej analizy. Wojna to zło.

Patrzyliśmy na te historyczne zabudowania i nie chciało nam się wierzyć, że to wszystko strawił ogień. Nie chciało nam się nawet wierzyć, że obie wojny światowe wywołali dziadkowie tych sympatycznych i uśmiechniętych Niemców, którzy mijali nas na chodnikach.

Kolejne kroki skierowaliśmy pod Operę i dalej przez Altstadt ruszyliśmy nad Łabę. Rzeka w mieście, letnią porą, ma w sobie coś magnetycznego. Najbardziej podobał mi się jej nieuregulowany brzeg, taki dziki i postrzępiony. Młodzi Niemcy siedzieli pośród traw i pili piwo. Panowała błoga i leniwa atmosfera wieczoru po upalnym dniu. Nie oglądaliśmy się za długo na nikogo i sami postanowiliśmy skosztować wina. Słońce już powoli zachodziło i zrobiło się naprawdę przyjemnie. Przed sobą mieliśmy niesamowity widok na starówkę, a po prawej stronie w oddali, skrywała się w ostatnich, różowych promieniach, dawna fabryka papierosów Yenidze.

Ten charakterystyczny budynek został zbudowany na początku XX wieku i przypominać miał meczet. Jego właściciel Hugo Zietz był miłośnikiem orientalnych wypraw i zakochał się bez pamięci w tamtejszej architekturze. Oczywiście i ten budynek nie ocalał w trakcie bombardowania. Po jego prowizorycznej odbudowie wznowiono produkcję papierosów. Obecnie pełni funkcję centrum biznesowo-biurowego i wspaniale wypełnia panoramę Drezna.

W pewnym momencie dałem się ponieść fantazji. Pomyślałem, że może nie jestem wcale w Dreźnie, tylko w Stambule, i dane mi będzie za chwilę, w jakiejś wąskiej, urokliwej uliczce spotkać Orhana Pamuka. Powiedziałbym mu wtedy, że uwielbiam jego książki, a Dziwna myśl w mej głowie to najlepsza, jaką czytałem w życiu. Nadmienię jeszcze, że od trzech lat marzy mi się kolejowa wyprawa do Stambułu. A wszystko to przez wspomnianego Paula Theroux.

yenidze, drezno

***

Najbardziej podobało mi się na stacji Dresden-Cotta. Nie było tam wiele do oglądania, ale miałem wrażenie, że działa się tam wielka historia. Tylko dwa perony, w tym jeden drewniany. Co chwilę z zawrotną prędkością przejeżdżały pociągi towarowe. Atrakcji było wiele, można było na przykład siedzieć na ławce i pić wino, robić zdjęcia albo gadać o sensie istnienia. A najlepiej wszystko naraz. Chciałem tam przesiedzieć cały wieczór, bo warunki, jak już wspomniałem, były przednie i nie kręcili się ludzie. A. miała jednak inny plan i nie przekonała jej nawet wizja romantycznego gapienia się na tory o zachodzie słońca. Nadal mam ciary, jak przypomnę sobie o tym miejscu.

Stacja Dresden Cotta Drezno

Poszliśmy brzegiem Łaby w kierunku kościoła w dzielnicy Briesnitz. Wyszliśmy daleko za kościelnym wzgórzem, bo aż na stacji Kemnitz. Nic spektakularnego, dwie wiaty i mnóstwo samochodów wokół. Czym prędzej zeszliśmy z głównej ulicy i znaleźliśmy się na sennym osiedlu domów na wzgórzu. Panowała tam iście górska atmosfera, a zmierzch dodawał dzielnicy magicznej aury. Do kościoła z XIII wieku nie weszliśmy, bo brama wejściowa na posesję była zamknięta. Posiedzieliśmy trochę na ławce przed by czerpać z wieczoru jak najwięcej. Czuliśmy się trochę jak w Rumunii albo na planie serialu Morderstwa w Midsomer.


Drezno zabytki Dresden


Później przysiedliśmy na murku przy Alte Maissner Landstrasse i znowu piliśmy wino. Było cicho, spokojnie i ciepło. Więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy, no może pizzy, którą chwilę później zamówiliśmy w pobliskim lokalu – oczywiście z kebabem. Na koniec zaczęło wiać. Bardzo lubię, gdy wieje.

Drezno chill, dresden, wieczór, night

***

Hauptbahnhof swoją wielkością mnie poraził. Jest jednym z największych dworców w Niemczech i to naprawdę widać. Pierwsze słowo, które mi się skojarzyło, gdy go zobaczyłem to bydle. Dworzec działa od drugiej połowy XIX wieku i obecnie obsługuje około 50 tysięcy pasażerów dziennie. Łaziłem z aparatem po ogromnym holu i nie wiedziałem, jakie zdjęcie zrobić. Finalnie napstrykałem tylko takie, które mi się nie podobają. Nie mogłem poczuć klimatu tego miejsca. Podobało mi się bardzo, ale nic ponadto. To jest naprawdę duży budynek z mnogością peronów. Nie sposób tego ogarnąć wzrokiem, trzeba sklejać w głowie poszczególne fragmenty.

hauptbahnhof dresden, drezno, dworzec główny

Krzysztof Varga napisał kiedyś, że zwiedzanie zaczyna od dworców, bo tam można poznać prawdziwą duszę miasta. Myślę, że coś w tym jest, ale jeśli zwiedzanie Drezna zaczęlibyśmy od dworca głównego, a nie od Mitte, to miasto podobałoby mi się mniej.

Drezno dworzec główny