Norymberga. Sala numer 600

 

Uwielbiam monachijski dworzec, choć nie jest cudem architektury. To ciężki budynek, pozbawiony lekkości wielkiego, ale jednak finezyjnego Wrocławia Głównego, Hamburga HBF czy Drezna. Stoję w jego centralnym punkcie, przede mną otwiera się perspektywa kilkunastu peronów, za którymi, po lewej stronie, ukryło się ich jeszcze kilka.

W dziesiątkach dworcowych sklepików można kupić te ich charakterystyczne, przecięte wzdłuż ciemne precle, posypane solą z wkładem z szynki szwarcwaldzkiej, albo serem. 

Wiem, że jeśli pójdę w lewo, to trafię w serce tętniącej życiem turecko-arabskiej dzielnicy, gdzie za 7 euro napcham się falafelem tak, że wylezie mi uszami. Jeśli zaś pójdę w prawo, to będzie dostojnie i bardzo niemiecko. Mogę zjeść currywursta w bawarskim wydaniu, a za dwa euro dostanę kufel solidnego „helles”. Gdzieś pomiędzy dwoma światami jest największy sklep z modelami wagonów i lokomotyw, jaki w życiu widziałem. Taka kolejowa Biedronka, o której marzy każdy dzieciak. 

***

Nie idę na piwo, nie wciągam currywursta. Nie jem falafela. Będę wcinał i pił to co miał mi do zaoferowania dworcowy Lidl. Na górnym pokładzie piętrowego składu Regional Express rozłożyłem się z lustrzanką, wegańskimi żelkami i najtańszym radlerem. 

Przeglądam swoje karty i zdjęcia w portfelu. Swoją własną podobiznę wciskam do śmietniczki. Z kart bankomatowych robię stykające się chipami domino. 

Jadę do Norymbergi, tylko nie wiem jeszcze, że przez Landshut i Ratyzbonę, bo jakimś cudem pomyliłem pociągi. Chciałem jechać szybko, ale wyszło jak wyszło. Pomyłka okazała się bardzo pouczająca.

Wschodnia Bawaria. Przełomy rzek, nad którymi kolej rozłożyła swoje zachwycające mosty. Malownicze pagórki. Doliny i urocze miasteczka, w kontrze do obrazów znanych z Polski. Podczas II wojny światowej alianci skupiali się na bombardowaniu dużych miast, oszczędzając mniejsze miejscowości. 600-letnie kościoły stoją jak stały. Po wyludnionych ulicach spacerowali z hartami i pinczerami niemieccy emeryci. Nudno i czysto.

Ale tutaj także wojna powiedziała "dzień dobry". Dość niespodziewanie i bardziej na "do widzenia". Pod Landshut, z Amerykanami kończącymi festiwal III Rzeszy, walczyła ostatnia sformowana dywizja Waffen SS – Nibelungen. Chłopaki, przywdziane w maskujące mundury, co chcieli wyciągnąć na wierzch z bagna umierający nazistowski kraj, bo innego nie znali. Zrobieni w chuja przez zdychający reżim, podsycani do walki przez czarnoksiężników dogorywającego cesarza, iluśtamletniej Rzeszy. Truchło idei, truchło 18-letnich żołnierzyków malowanych, którzy przegrali zanim zdążyli pomyśleć o przegranej, albo wygranej.

***

Na ścianach budynków nie ma już dawna śladów kul. Wszystko przykrył nowy tynk. Gdy tylko Adolf postanowił uwolnić Niemców od swojego ciężaru, Nibelungowie poddali się Amerykanom. W maju 1945 roku w mgnieniu oka z większości z nich uleciał z fanatyzm, który jeszcze w marcu 45 roku tłoczono w ich żyły w nazistowskiej szkółce w nieodległym podalpejskim Bad Toelz. Za dużo trupów zdążyli obejrzeć.

***

Wszyscy polowali na Adolfa, ale ten rozpłynął się we mgle. Pozostało wyłapać jego kumpli. Długo szukano miejsca, gdzie można by ich osądzić. Norymberga, jedno z miast hołubionych przez nazistów, nadawała się do tego idealnie.

Był tylko jeden, za to zasadniczy problem – miasto po nalotach niemal nie istniało. Szczęśliwie ostał się Pałac Sprawiedliwości, nieco poza centrum. Dalszą część historii opisano już w podręcznikach, pokazano na filmach. Ale dla mnie wciąż za mało sugestywnie. Chciałem zobaczyć salę procesową na własne oczy. Poczuć atmosferę miejsca, w którym stłoczono bestie. Spróbować dotknąć istoty zła.

***

Z piętrowego pociągu wysiadam na stacji w Norymberdze. Wcześniej posiedziałem trochę w wagonie pierwszej klasy, bo zawsze lubiłem trochę oszukiwać.

Niemcy szybko robią zakupy, opróżniając Lidlowe zakamarki z najtańszych piw. Znikają nawet pogardzane Heinekeny, po podłodze walają się kartony po tanich chipsach. Za dwie godziny ma rozpocząć się mecz Niemcy – Portugalia, rozgrywany w Monachium, z którego właśnie uciekłem. Cichnie życie na ulicach, wiatraki mielą powietrze w przydworcowych knajpach, które przygotowują się do Euro, z nadzieją na pomeczową ekstazę.

***

Na stacji metra Bärenschanze, 300 metrów od Pałacu Sprawiedliwości, nie wysiada ze mną nikt. Człapię do budynku, próbując nie wyzionąć ducha przy 33 stopniach w cieniu. Budynek o ciężkich murach z zewnątrz przypomina jakiś duży, smutny szpital.

Kobieta w kasie prosi o 16 euro za obejrzenie ekspozycji i sali, po czym jednak kasuje 6 euro, zgodnie z cennikiem. Wyjaśnia jak działa pilot z tłumaczem i słuchawki, których i tak nie używam. Ekspozycja jest dla mnie materialnym potwierdzeniem przyczyn, dla których się tu znalazłem. Najciekawszy eksponat na niej - oryginalna ławka, na której siadały nazistowskie dupy, które, choć srały i ułatwiały siedzenie tak jak mnie i Tobie, to jednak należały do największych skurwysynów tamtych czasów. Na ławkach siedzieli sami mężczyźni, ani jednej kobiety.

***


Na ostatnim piętrze, w jednym z pomieszczeń, gdzie zorganizowano ekspozycję, jest małe okienko. Miejsce przypomina salę, gdzie zazwyczaj w kinach znajduje się kinowy projektor. Z okienka można spojrzeć w dół, na niewielką salę. Dopiero po chwili świta mi w głowie myśl, że oto patrzę na miejsce, dla którego tu przyjechałem. Sala nr 600.

Jest mała. Dużo mniejsza, niż się spodziewałem. Przyszło mi do głowy, że w miejscu gdzie byłem, na górnym piętrze, musiał w 1945 roku stać operator z kamerą. Człowiek, który tworzył kadry i raz na zawsze określił punkt widzenia na koniec nazistowskiej epoki.

Teraz ja, tak jak kamerzysta 76 lat temu, lustruję wnętrze pomieszczenia poniżej, próbując dookreślić przestrzeń i aktorów. O to nie było trudno. Orientację w rozmieszczeniu oskarżonych wyglądała tak: wyobrażałem sobie spasionego Goeringa, którego samoloty zrównały z ziemią Wieluń i setki innych miast, Doenitza ze szpakowatym noskiem, którego u-botty topiły konwoje (10 lat więzienia). pewnego siebie Hoessa (jego nie trzeba było szukać, ponieważ w 1941 roku zastępca Adolfa sam udał się na lotniczą wycieczkę do Anglii).

***

Sala 600 nie zawsze udostępniania jest do zwiedzania. Od czasu do czasu wciąż toczą się tu sprawy sądowe. Jest jednym z większych pomieszczeń w Pałacu Sprawiedliwości i praktyczne podejście każe Niemcom cały czas z niej korzystać.

Wcześniej, z góry, widziałem, że w procesowych ławach siedział facet w średnim wieku, który na laptopie szybko robił notatki. Schodzę na dół, ale już go nie ma. Na jednym z siedzeń leży natomiast pozostawiony laptop, z którego bez trudu odczytuję notatki. Mój skromny niemiecki starcza, by dość do wniosku, że dotyczą przygotowywanego aktu oskarżenia.

***

Są takie miejsca, o których uczą nas w szkołach, pokazują je w dokumentalnych filmach, które znaczą wiele, ale po przebywaniu w nich tracimy świadomość, gdzie jesteśmy. To nie należy do takich. Obrazy wtłoczone w głowę przez zdecydowany głos Bogusława Wołoszańskiego miały tu dla mnie swoje ujście. 

Powietrze jest ciężkie od emocji, drewno na ścianach też jest ciężkie, ciężki jest wielki krzyż pod sufitem i nie ma na nim napisu "Inri". To chyba o takich miejscach mówi się, że siekierę można w powietrzu zawiesić. Do tego cholerny upał i maseczki, które trzeba nosić w pomieszczeniach, w których klimatyzator ledwie daje sobie radę. Dość łatwo i chętnie stąd wychodzę, choć gorąc taki, że nawet muchy przestają latać.




***

Przecznicę dalej, na rogu ulicy, kupuję przepysznego falafela. Pijane Niemki po 60-tce kokietują uśmiechniętego Turka z wąsem, żartując sobie z nim pod oknem gdzie wydawał kebaba za 4,50 i piwo za 2 euro. Norymberga roi się od bliskowschodnich nacji. Przez miasto wiał wiatr historii, ale w inną stronę niż to zaplanowano w latach 30. Bo wiatr wieje ciągle tam gdzie chce. Metrem, w którym poza mną niemal nie było pasażerów, jadę do centrum.



Obok zbudowanego z czego się dało Miasteczka dla Klimatu rozłożyli się przed klatkami schodowymi Niemcy i z zajumanych z knajp parasoli zrobili sobie własne ogródki. Piwo leje się strumieniami prawie jak na Oktober Feście. Ale jest lato i powietrze stoi w miejscu. 19 czerwca 2021 roku. Niemcy wygrywają z Portugalią na stadionie w Monachium 4:2. 

Dowiaduję się o tym, gdy jestem na pokładzie powrotnego pociągu. Za chwilę rozpocznie się mecz Polska - Hiszpania. Zremisujemy go z wynikiem 1:1. Ale nie wyjdziemy z grupy. Niemcy wyszli.